Dawno, dawno temu, za siedmioma górami... nie: za siedmioma gwiazdami, była sobie planeta. Nie za duża, nie za mała, lecz w sam raz: z błękitnymi oceanami, zielonymi kontynentami i białymi czapami lodu wokół biegunów. Na planecie tętniło życie: w oceanach i na lądach żyły rosliny, zwierzęta i istoty rozumne. Rozum właśnie powstawał: istoty te żyły wśród przyrody w małych plemionach, jedząc to, co zdołały zebrać i upolować z pomocą najprostszych narzędzi.

Pewnego dnia na planecie wylądowali przybysze z Kosmosu. Szybko zorientowali się, że posiada ona złoża cennych minerałów. Założyli więc bazę, zbudowali kopalnię i rozpoczęli wydobycie. Ciężka była praca w kopalni, na obcej planecie, trudna była też ciągła walka obcych z miejscową przyrodą. Toteż kosmici wpadli na pomysł, aby wyhodować hybrydę miejscowych istot wzbogaconą o ich własne geny - tak, żeby rezultat tej hodowli był dobrze przystosowany do miejscowych warunków i mógł zamiast nich pracować w kopalniach, wydobywając surowiec...

W „Avatarze” było inaczej? Tak, bo to nie streszczenie „Avatara”. Tak w interpretacji Zecharii Sitchina, przedstawionej w książce „Dwunasta planeta”, przedstawiają się wierzenia Sumerów - sprzed sześciu tysięcy lat. Anunnaki, „ci, którzy przyszli z nieba”, potrzebowali złota. Odnaleźli je w południowej Afryce, wybudowali kopalnie, a do pracy w tych kopalniach wyhodowali - z użyciem metod inżynierii genetycznej, na bazie istniejących istot i swojego własnego kodu - lulu amelu, „prymitywnego robotnika”.

Technologia tych kosmitów - sądząc po opisach urządzeń zinterpretowanych przez Sitchina jako rakiety kosmiczne, skafandry ochronne i stacje nadawczo-odbiorcze - nie była aż tak bardzo zaawansowana: tymi pojazdami nie dałoby sie latać w daleki Kosmos. Sitchin wysnuł więc hipotezę, że ojczyzną przybyszów była planeta naszego własnego Układu Słonecznego - Nibiru; miałaby ona poruszać się po wydłużonej elipsie, zbliżając się do Ziemi raz na trzy tysiące sześćset lat. Osobiście uważam tę hipotezę za mało prawdopodobną: warunki na takiej planecie nie sprzyjają życiu, które potrzebuje ciepła i światła od macierzystej gwiazdy. Nibiru mogłaby być jednak wielkim, o rozmiarach planety, statkiem-matką: do komunikacji między takim statkiem a Ziemią niepotrzebne są napędy fotonowe czy antygrawitacja: wystarczą napędzane chemicznym paliwem promy kosmiczne.

Anunnaki, mimo ich zaawansowanej technologii, nie mieli rozwiniętej etyki: wciąż walczyli ze sobą, przede wszystkim o władzę, przy użyciu wszelkich dostępnych metod: zabijali się i okaleczali bez większych zahamowań. Ze stworzonymi przez siebie hybrydami - ludźmi - w ogóle się nie liczyli, chyba że potrzebni im oni byli do realizacji ich planów zniszczenia przeciwnika - albo do obrony. Poza tym ludzie często stanowili dla „bogów” - płci obojga - obiekty seksualne: rodzili się z takich związków „półbogowie”, „herosi”, pretendujac czasem do boskiej niesmiertelności: nie wiemy co prawda, jak długo żyli Anunnaki, ale w porównaniu z naszymi standardami byli oni wieczni.

Od kilku tysięcy lat nie ma juz Anunnaki na Ziemi, a przynajmniej nie pokazują się jawnie. Co sie mogło z nimi stać? Odkryto ruiny spalonych miast sprzed trzech, czterech tysięcy lat, w których ślady działania olbrzymich temperatur i podwyższone promieniowanie nasuwają myśl o broni jądrowej. Byc może, „bogowie”, walcząc ze sobą, użyli takiej broni - a wtedy ktoś to w koncu zauważył i po prostu ich odwołał. Być może, tak, jak w czasach podboju Nowego Świata na Ziemi, dalekie ekspedycje Anunnaki były pełne wyrzutków i kryminalistów, dla których nie było miejsca na ojczystej planecie.

Nie wszyscy zgadzają się z interpretacją sumeryjskich mitów według Sitchina; „Dwunasta planeta” spotkała sie z krytyką, a autora posądzano nawet o to, ze nie zna sumeryjskiego i po prostu fantazjuje. Książke jednak polecam. Film - „Avatar” - także. Obejrzyjcie go raz jeszcze i spójrzcie na Pandorę jak na Ziemię-która-mogłaby-być 

Artykuł ukazał się w czasopiśmie „Adremida” nr 1 (1) z grudnia 2011 roku